
Zdaniem ekspertów w tym półfinale PLK trudno wskazać jednoznacznego faworyta. Już pierwsza potyczka Anwilu z Legią Warszawa potwierdziła tę opinię. Po zażartym spotkaniu i dogrywce włocławianie ulegli gościom 83:79.
To nie był udany mecz dla włocławian: nieskuteczność (zwłaszcza zza łuku) i konieczność gonienia przeciwnika prowadzącego od pierwszej minuty spotkania. A jednak, to spotkanie mogło zakończyć się happy endem, tak się jednak nie stało.
Od początku spotkania przeważała Legia. To goście utrzymywali kilkupunktowe prowadzenie a Anwil usiłował zmniejszyć staty do rywali ze stolicy. Zawodnikom trenera Frasunkiewicza nie pomagała nieskuteczność z dystansu (7/29), za to rywale grali poukładaną, „swoja” koszykówę i po 10 minutach prowadzili 8 punktami. Druga kwarta nie przyniosła większych zmian na parkiecie, przez chwilę goście prowadzili już 12 punktami, jednak od tej pory Anwil stopniowo zmniejszał straty.
Przełomem okazała się dopiero końcówka czwartej kwarty, w której Anwil doprowadził do remisu po rzucie Bella na osiem sekund przed końcem. W odpowiedzi za dwa rzucił Johnson, który jednak został zablokowany przez Petraska. W Hali Mistrzów miało dojść do dogrywki.
Dogrywki szalonej jak rollercoaster. Najpierw za 3 trafił Kulka, wyprowadzając legionistów na prowadzenie, którym jednak nie cieszyli się długo. Kolejne punkty zdobywali już włocławianie i po rzucie Bella na minutę i czterdzieści dwie sekundy przed końcem włocławianie prowadzili już sześcioma punktami. Kibice we Włocławku wpadli w euforię, wydawało się że właśnie „mecz się zakończył”. Tak się jednak nie stało. Ostatnie słowo należało do legionistów, którzy zaliczyli od tej chwili 10—punktowy run.
Anwil przegrał z Legią 79:83 i w półfinałowej serii przegrywa 0:1. Kolejna potyczka w Hali Mistrzów już w piątek o 17:30.
Komentarze (0)