Anwil Włocławek – Telenet Giants Antwerp (80:71)

2019-11-13 22:04:28, Maciej Kowalczyk

Po ostatnim ligowym spotkaniu i efektownym zwycięstwie nad GTK, wśród kibiców dało się usłyszeć głosy,że kolejne spotkania mogą rozpocząć triumfalny powrót „wielkiego Anwilu”. Spotkanie z Telenet Giant Antwerpia, choć zwycięskie, wątpliwości jednak nie rozwiało.

Trudno było wymarzyć sobie lepszy początek tego spotkania dla podopiecznych Igora Milicicia. Dość powiedzieć, że goście swoje pierwsze punkty zdobyli po trzech minutach gry, gdy Anwil, po trójce Ledo, rzutach Simona i debiutującego w barwach Rottweilerów Shawna Jonesa miał na swoim koncie już 9 oczek. To był ten Anwil, na jaki czekali kibice w Hali Mistrzów: szybki, agresywny w obronie i zespołowy w ataku. Goście wrócili „do gry” w połowie pierwszej odsłony. Dzięki dwóm rzutom Dave’a Dudzińskiego zbliżyli się do gospodarzy na zaledwie cztery punkty. Włocławianie potrafili jednak opanować sytuację i do końca kwarty kontrolowali już sytuację na parkiecie, ostatecznie wygrywając ją 28:17, po znakomitym wsadzie Tony’ego Wrotena.

Druga kwarta nie przyniosła kibicom we Włocławku wyjątkowych emocji. Przewaga Rottweilerów wciąż oscylowała wokół 8-9 punktów, w czym duża zasługa graczy z Antwerpii, którzy nie potrafili wykorzystać swojej dominacji pod koszem rywali. W walce podkoszowej po raz kolejny zawodził Milovanović, a u aktywnego i wszędobylskiego Jonesa widać było jeszcze brak zgrania z partnerami.

Pomimo błędów, jakie przydarzały się graczom z Włocławka, udawało się im kontrolować przebieg wydarzeń na parkiecie. Po dwudziestu minutach Anwil prowadził 44:34.

Niestety początek drugiej połowy to powrót demonów, które dobrze poznaliśmy w poprzednich spotkaniach ekipy z Kujaw. Błędy w obronie i rzuty z nieprzygotowanych pozycji skutkowały topniejącą przewagą włocławian. Ta, po czterech minutach wynosiła już jedynie dwa punkty. Po chwili z linii osobistych nie pomylił się Ibrahim Fall Faye i na tablicy pojawił się remis (47:47). Na szczęście trafienia Simona i Freimanisa pozwoliły odbudować niewielką przewagę. O tym by ją powiększyć, nie było jednak mowy. Gracze z Belgii wreszcie zaczęli wykorzystywać przewagę pod koszem i umiejętnie rozgrywali piłkę po obwodzie. Wtedy ponownie przypomniał o sobie Chase Simon. Jego pięć punktów dało graczom z Włocławka komfort w końcowych momentach kwarty. Ostatnia kwarta meczu rozpoczynała się przy sześciopunktowym prowadzeniu Anwilu.

Choć zryw na początku ostatniej kwarty pozwolił na powiększenie przewagi, już wkrótce rywale zmniejszyli dystans i ponownie decydowała o tym absolutna dominacja pod atakowaną tablicą. Tym razem sytuację uspokoił Wroten, nie na długo jednak. Włocławianie wciąż mieli problem z przedarciem się przez obronę Belgów i wciąż pozwalali na zbyt wiele podkoszowym. Indywidualne akcje Rottweilerów pozwalały jednak na utrzymywanie niewielkiego prowadzenia. Na 4:30 przed końcem po trafieniu Simona było to sześć punktów. i Choć emocji nie brakowało, prowadzenie udało dowieźć się do końca. Anwil wygrał to spotkanie 80:71.

Obiektywnie trzeba przyznać, że rywale zrobili wiele, by to spotkanie przegrać. Rażąca chwilami nieporadność w ataku, fatalna skuteczność i proste straty nie zawsze wynikały z doskonałej defensywy Rottweilerów. Z drugiej strony przyznać też trzeba, że gracze z Włocławka bardzo chcieli wygrać to spotkanie i to zaangażowanie (na co zwracał uwagę trener Igor Milicić na konferencji prasowej) było widać. Do poprawy pozostaje jednak wiele, zwłaszcza w walce pod tablicami.

Fotorelacje


Komentarze (0)


Dodaj swój komentarz