Cel trafił. Anwil przegrał. Remis w finałowej serii

2019-06-06 23:14:51, Maciej Kowalczyk

Powrót Lowery'ego, ale przede wszystkim aż 20 strat, spowodowały iż Anwil stracił to, co wywalczył we wtorek. Seria zaczyna się od nowa a koszykarze z Torunia wciąż mają przewagę parkietu, po zwycięstwie w nieprawdopodobnej końcówce 82:83

Torunianie rozpoczęli z wielkim animuszem, jednak inaczej niż w meczu numer 3 nie udało się im zbudować przewagi większej niż pięć punktów. W ich grze widać było jednak determinację, by mecz numer 4 nie przekreślił, w praktyce, ich szans na mistrzowski tytuł. Na niespełna pięć minut przed końcem kwarty torunianom udało się „przełamać” Anwil. Najpierw „za trzy” trafił Lowery , później kolejne łatwe punkty z kontr i na tablicy pojawił się wynik 9:18. Nieobecny Almeida, podobnie jak inni zawodnicy Anwilu nie potrafili narzucić gry, tak jak w poprzednich spotkaniach. Co gorsza, wysocy Twardych Pierników rządzili pod tablicami, notując aż 5 zbiórek w ataku. Gra Anwilu „kulała”. Proste błędy, brak skuteczności i nerwowość w poczynaniach włocławian spowodowały, że na drugą kwartę zawodnicy Anwilu wbiegali przy stanie 15:26.

Zdecydowanie gorszym prognostykiem niż wynik, było to, że włocławianie sprawiali wrażenie zagubionych na parkiecie (do przerwy 13 strat) i nie można było oprzeć się wrażeniu, że kibice w Hali Mistrzów są świadkami kryzysu drużyny. Kryzysu, który trwał w najlepsze w drugiej kwarcie, w której podopieczni Mihevca systematycznie budowali przewagę. W połowie kwarty było to już 15 punktów. Dwie kolejne „trójki” Almeidy i Lichodieja dały kibicom Anwilu nadzieję na szybki powrót do gry ich ulubieńców. Jednak rywale wciąż utrzymywali bezpieczny, ponad 10-punktowy dystans. Ważne rzuty trafiali Gruszecki i Mbodj, zaś włocławianie mieli problem nawet z trafieniami z linii osobistych. Do przerwy Anwil przegrywał 34:44.

Po przerwie  Anwil wrócił z dalekiej podróży. Głównie za sprawą Almeidy. Kabowerdeńczyk właściwie w pojedynkę dogonił Polski Cukier. Był wszędzie i trafiał wszystko. I to właściwie wszystko co można powiedzieć o przebiegu tej kwarty. Rzuty spod kosza, zbiórki i wymuszane faule, Ten moment musiał nadejść i nadszedł – w połowie kwarty Anwil po raz pierwszy wyszedł na prowadzenie po rzucie, a jakże - Almeidy, który przez pierwsze trzy kwarty zgromadził na koncie 29 punktów. Włocławianie nacierali dalej, choć wciąż ich bolączką pozostawała gra na tablicach, to udawało się im powiększyć prowadzenie. Przed ostatnią odsłoną było to już 60:55.

W tym meczu jeszcze wszystko mogło się wydarzyć. Ale to włocławianie decydujące starcie rozpoczęli lepiej, od trafienia zza łuku Broussarda i dwupunktowego trafienia Lichodieja. Jednak Polski Cukier nie poddawał się. Za trzy trafił  Umeh, chwilę później, Lowery trafia 2+1 i prowadzenie stopniało do trzech punktów. Mecz zaczynał przypominać bitwę zdeterminowanych. Obie drużyny zdawały sobie sprawę ze stawki i obydwie nie szczędziły sił by wygrać. Lowery, który typowany był na jednego z bohaterów serii, wreszcie grał tak, jak oczekiwali po nim toruńscy kibice. Brał na siebie odpowiedzialność i co ważniejsze trafiał. Trójka Umeh'a na trzy minuty przed końcem sprawiła, że Anwil prowadził już tylko jednym punktem. Choć tym samym odpowiedział Almeida to znów odezwał się Lowery zdobywając kolejnych 5 punktów. Polski Cukier prowadził jednym punktem a końcówka zapowiadała się fascynująco. Przy stanie 79:80 dwa wolne trafił Almeida i o czas poprosił trener Mihevc. Czas nie pomógł. Jego podopieczni nie potrafili wyprowadzić piłki z własnej połowy i stracili ją. Jedyną nadzieję na zwycięstwo dawało szybkie przewinienie. Faul na Broussardzie okazał się dobrym wyborem. Gracz z Włocławka trafił jeden z dwóch osobistych, a w odpowiedzi Cel trafił za trzy na sekundę przed końcem. Rzut na wagę zwycięstwa Almeidy nie znalazł drogi do kosza. Anwil przegrał spotkanie, w którym mógł niemal zagwarantować sobie mistrzowski tytuł. Spotkanie numer 5 w niedzielę.

Fotorelacje


Komentarze (0)


Dodaj swój komentarz