Spotkanie z AZS Koszalin wedle przewidywań miało być dla Anwilu formalnością i zakończyć się pewnym zwycięstwem. Choć oczekiwania kibiców były zrozumiałe, okazało się, że nijak odpowiadają rzeczywistości. Anwil przegrał ten mecz, po słabej grze, 77:80.
Pierwsza kwarta mogła zapowiadać lekkie, łatwe i przyjemny spacer w towarzystwie ekipy z końcówki ligowej tabeli. Walerij Lichodiej i Chase Simon, dla których ostatnie ligowe mecze nie były nazbyt udane, tym razem wyrośli na czołowych strzelców ekipy Igora Milicicia. Celne trójki, dobra gra w obronie i pomoc ze strony Czyża i Almeidy wystarczyły, by Anwil wygrał tąę część spotkania 27:19. Kiedy wydawało się, że włocławianie bez większego trudu zapiszą na swoim koncie kolejne dwa punkty za ligowe zwycięstwo nadeszła katastrofa.
Trudno inaczej określić to co stało się w drugiej odsłonie meczu. Nieskuteczność oraz chaos w wykonaniu Anwilu i konsekwencja gości z wybrzeża sprawiły, że druga kwarta dla kibiców Anwilu była koszmarnym przeżyciem. Zaczęło się od celnych trójek Zywerta, dzięki któremu koszalinianie zniwelowali prowadzenie Anwilu do dwóch punktów. Choć Rottweilery starały się utrzymać bezpieczny dystans, okazało się to zadaniem niemożliwym. AZS zbliżał się nieubłaganie, znakomity fragment rozegrał Grzegorz Surmacz i do przerwy koszalinianie prowadzili 36:40, wygrywając kwartę 9:21.
Jeśli ktoś liczył, że po przerwie Anwil ochłonie i narzuci rywalom warunki srogo się rozczarował. To AZS budował swoją przewagę, która w połowie kwarty sięgnęła 8 punktów i choć po chwili, dzięki siedmiu kolejnym punktom Simona, Anwil zbliżył się na punkt a po rzucie Szewczyka za łuku wyszedł na dwupunktowe prowadzenie, to seria trafień Thomasa sprawiła, że AZS zakończył kwartę wygrywając 62:59.
Przez ostatnich 10 minut spotkania włocławianie gonili wynik, ale potrafili jedynie doprowadzić do kilku remisów. To AZS Koszalin kontrolował grę, to Thomas i Bochno sprawiali, że na tablicy wyników wciąż rysowała się przewaga AZS. Przewaga, która chwilami sięgała 6 punktów (74:80 na półtorej minuty przed końcem kwarty). Nadzieję w serca kibiców wlał Jarosław Zyskowski, który w ostatniej minucie trafił ważną trójkę. Przy stanie 77:80 za trzy nie trafił Lichodiej. Faulowany taktycznie Bochno spudłował oba rzuty wolne i przed podopiecznymi Igora Milicicia pojawiła się szansa na doprowadzenie do dogrywki. Niestety. Na trzy sekundy przed końcem Zyskowski nie trafił zza łuku, a włocławianie nieoczekiwanie przegrali z AZS Koszalin.
Komentarze (0)