Mecze Anwilu ze Stelmetem nie doczekały się jeszcze miana klasyków PLK. Chyba niesłusznie. Po doświadczeniach minionego sezonu i pamiętnym półfinałowym boju, trudno o lepszą reklamę polskiej koszykówki w ligowym wydaniu. Nic dziwnego więc, że spotkanie w Hali Mistrzów było tym, na które ostrzyli sobie zęby kibice, nie tylko z obu miast. Nadzieje na znakomity spektakl spełniły się. Obecny lider i aktualny Mistrz Polski przygotowali dla kibiców wspaniałe widowisko, choć pod dyktando gospodarzy.
Mecz rozpoczął się po myśli gospodarzy. Dwa celne rzuty za trzy, Lichodieja i Michalaka , pozwoliły na szybkie wypracowanie czteropunktowego prowadzenia. (8:4) w trzeciej minucie meczu. Michał Michalak nie zwalniał i w kolejnych akcjach zdobył następne 4 punty. W odpowiedzi trafiali jednak Devoe i Koszarek (za trzy) co nie pozwoliło ekipie Igora Milicicia na powiększenie prowadzenia. Na dodatek, coraz szybciej penetrujący pod kosz zawodnicy Stelmetu sprawiali ogromne problemy włocławianom, zmuszanym do coraz częstszych fauli. Widoczne coraz mocniej braki w obronie zaowocowały utratą prowadzenia. Stało się to na dwie minuty przed końcem kwarty, po trójce Sokołowskiego.
Anwil przegrał tą część gry 5 punktami. Początek drugiej odsłony upłynął pod znakiem mozolnego odrabiania strat, czego nie ułatwiał znakomicie w tej części gry grający Sakić (12 punktów 3/4 za dwa). Sygnał do „szturmu” dał Simon, zdobywając w krótkim czasie kolejnych 9 punktów. Fatalnie spisywał się w tych akcjach Devoe, który dwukrotnie, stratami, „napędzał” kontrataki włocławian. Sześć punktów przewagi szybko jednak stopniało do zaledwie jednego oczka, a Stelmet bezlitośnie wykorzystywał wszystkie błędy w rozegraniu, jakie popełniali włocławianie. W końcówce kwarty Rottweilerom udało się jednak powiększyć prowadzenie do czterech punktów.
Początek trzeciej kwarty przyniósł widzom w hali Mistrzów festiwal „trójek”. Trafiali Michalak i Simon dla Anwilu i Devoe dla Stelmetu. Po drugiej w tej odsłonie trójce Simona Anwil prowadził już 9 punktami po 5 minutach trzeciej kwarty. Duet obwodowych nie zwalniał tempa i głównie dzięki nim przewaga Rottweilerów dochodziła chwilami do dwunastu punktów. Gdyby nie Devoe i Zamojski, którzy raz po raz dziurawili kosz włocławian z dystansu, mogła ona wyglądać znacznie okazalej niż 10 punktów (76:66) po trzeciej kwarcie.
Faul w ataku Markovicia i przewinienie techniczne dla trenera Anwilu, który nie mógł pogodzić się z decyzją sędziów, to nie był wymarzony początek czwartej kwarty dla włocławian. Stelmetowi nie udało się jednak szybko odrobić start. Konsekwentna, szczelna obrona sprawiła, że wynik wciąż oscylował wokół 8-9 punktów przewagi, choć i włocławianie nie imponowali skutecznością. Na cztery minuty przed końcem meczu akcją 2+1 popisał się Zyskowski i przy prowadzeniu 85:73 wydawało się, że włocławianom w tym meczu ze strony zielonogórzan grozi już niewiele. A jednak, faulowany Koszarek trafia dwa osobiste i dodatkowy rzut po przewinieniu technicznym Lichodieja, po chwili trafia za trzy i na 2:30 przed końcem meczu przewaga Anwilu stopniała do 6 punktów. Za moment były już to tylko trzy punkty, po rzucie Devoe i... na tym emocje się skończyły. Najpierw Sobin, później Michalak sprawili, że Anwil w końcówce mógł dyktować warunki, z czego skwapliwie skorzystał wygrywając ostatecznie 93:84.
Komentarze (0)