Bolesne zderzenie z Ligą Mistrzów

2019-10-16 09:56:47, Maciej Kowalczyk

Drugi sezon w rozgrywkach BCL rozpoczął się fatalnie dla Rottweilerów. W wyjazdowym meczu z Rasta Vechta podopieczni trenera Igora Milicicia przegrywali niemal przez całe spotkanie. Ostatecznie schodzili z boiska pokonani 89:76.

Trudno racjonalnie wytłumaczyć to, czego świadkami byli kibice Anwilu we wtorkowy wieczór. O ile należało się spodziewać, że mecze z rywalami w BCL stanowić będą trudniejsze wyzwanie niż dotychczasowe spotkania w PLK, to trudno jest wytłumaczyć rzutową niemoc włocławian. Być może dała o sobie znać trema i to ona odpowiada za fatalną skuteczność gości. O ile w rzutach za dwa była ona zadowalająca ( 25/47) to już rzuty zza linii 6,75 wpadać do kosza nie chciały. Zaledwie pięć z dwudziestu ośmiu prób zakończyło się sukcesem. To nie mogło skończyć się inaczej niż porażką, zwłaszcza jeśli dodamy kiepską skuteczność z linii osobistych (11/21).

Przy takich statystykach trudno dziwić się porażce, a jedynie jej dość „skromnym” rozmiarom. Jedynym pozytywem o jakim można mówić przy okazji tego spotkania jest postawa Rottweilerów na obu tablicach. 54 zbiórki (w tym 21 w ataku) to wynik godny pozazdroszczenia. Nie wpłynęło to jednak znacząco na przebieg meczu.

Od początku Anwil musiał gonić wynik, celnie karcony rzutami z dystansu niemieckich rywali. Przy zacieśnieniu strefy podkoszowej, przeciwnicy mieli szanse na rzuty z otwartych pozycji na obwodzie i bez wahania z nich korzystali. Anwil, tylko w trzeciej kwarcie potrafił wyjść na skromne, dwupunktowe prowadzenie. To było wszystko, na co stać było mistrzów Polski.

Zawiódł obwód włocławian. Zarówno Ledo, Wroten, jak i Simon nie potrafili tego wieczoru odnaleźć drogi do kosza rywali, a kolejne minuty niemocy powodowały frustrację, którą widać było na parkiecie. Niedobre decyzje rzutowe. Błędy w obronie i szukanie rozwiązania w ataku tylko w wykorzystywaniu indywidualnych umiejętności. Tak wyglądała końcówka tego spotkania.

Na domiar złego meczu nie dokończyli Tony Wroten i Ricky Ledo. Obydwaj z powodu urazów.

Komentarze (0)


Dodaj swój komentarz