Bez kontuzjowanego kapitana Szymona Szewczyka, Anwil Włocławek uporał się w pierwszej kolejce Energa Basket Ligi z ekipą Polpharmy Starogard Gdański. Podopieczni Igora Milicicia wygrali 110:72.
Prezentacja obydwu rywali, przy przyciemnionych światłach, zapowiadała wielkie widowisko. I takim mecz pomiędzy Rottweilerami a Polpharmą był, jednak tylko dla kibiców Anwilu.
Pierwszą kwartę ekipa Polpharmy rozpoczęła bez strachu, grając otwartą i mogącą się podobać koszykówkę. Dzięki świetnej grze Kamau Stokesa do połowy kwarty utrzymywał się remis 11:11. Jednak Anwil konsekwentnie bronił a celne trójki Wrotena i Dowe'a wkrótce dały komfort ośmiopunktowego prowadzenia. Odtąd mecz zaczął toczyć się pod dyktando gospodarzy, którzy grając lekką i ofensywną koszykówkę wygrali pierwszą kwartę 35:24.
Druga kwarta nie przyniosła zmian. Choć pojawiały się chwilowe kłopoty ze skutecznością, Rottweilery kontrolowały przebieg spotkania i narzucały przeciwnikom agresywną obronę, skutkującą częstymi stratami i brakiem pomysłu na grę. Wynik 56:42 na koniec pierwszej połowy spotkania nie był maksymalnym wymiarem kary, jaki mógł dotknąć stargardzian. Choć Anwil grał „radosną” koszykówkę, w której nacisk położony był na kreację w ataku i pozwalał rywalom na zbyt wiele w obronie, nic nie mogło wskazywać na to, że Polpharma „powróci” do gry.
Po przerwie Anwil wciąż utrzymywał, pozwalającą na spokój, przewagę, by w końcowych minutach 3 kwarty włączyć „piąty bieg”. Włocławianie bawili się koszykówką, Wroten dyrygował kolegami a kolejne punkty do bogatej kolekcji dodawał Simon. Polpharma została zdruzgotana, przegrywając po 30 minutach 87:51, a samą trzecią kwartę 31:9.
Niespodzianki nie było. Czwarta kwarta przyniosła wiele radości kibicom zgromadzonym w Hali Mistrzów i jednocześnie niewiele emocji. Anwil dominował, wykorzystując wszystkie swoje przewagi na tle słabo grających przeciwników, ostatecznie wygrywając 110:72.
Polpharma nie była równorzędnym rywalem dla Anwilu. Zespół, który przez wielu jest typowany do spadku z EBL udowodnił, że w tym sezonie może być „chłopcem do bicia” ekstraklasy, choć trzeba też przyznać, że na tle Rottweilerów trudno o daleko idące wnioski. Podopieczni Igora Milicicia bawili się koszykówką i potwierdzili, że w EBL wyrastają do miana hegemona.
Komentarze (0)