Sobotni mecz w Hali Mistrzów przez trzy kwarty przypominał porządny dreszczowiec, by pod koniec zmienić się w spokojne kino familijne, w którym włocławianie bezpiecznie kontrolują przebieg gry, nie pozwalając na zbyt wiele przeciwnikom. Ten mecz wygrały „strzelby”, a tych w Anwilu było po prostu więcej. Trio Broussard, Almeida, Simon, pozwoliło na przypieczętowanie drugiego zwycięstwa w ćwierćfinałowej serii ze Stalą 86:78.
Anwil nie zaczął tego spotkania dobrze. Choć cztery minuty po rozpoczęciu , po rzucie Chase'a Simona na tablicy wyników pojawił się rezultat 10:4, to wyraźnie było widać, że w porównaniu do dwóch poprzednich spotkań pomiędzy włocławianami a Stalą, podopieczni Igora Milicicia mają ogromne problemy ze sforsowaniem obrony przeciwników.
Częste błędy w ataku i rzuty z wymuszonych pozycji doprowadziły do tego, że ekipa BM Slam potrafiła nie tylko zminimalizować straty, ale też prześcignąć włocławian. Co gorsza podopieczni trenera Kamińskiego, wreszcie zaczęli wykorzystywać absencję kontuzjowanego Sobina, i (w tym fragmencie gry) śmiało poczynali sobie pod koszem włocławian. Włocławian, w których grę coraz wyraźniej wkradała się nerwowość.
Trzypunktowe rzuty Rottweilerów, były jedynym remedium na rozpędzoną stalówkę, i tylko dzięki nim na minutę przed końcem przewaga gości wynosiła jedynie 6 punktów, choć szczerze należy przyznać, że był to najmniejszy wymiar kary w obliczu dobrze i zespołowo grających przeciwników.
Festiwal nieporadności pod koszem ostrowian trwał w najlepsze także na początku drugiej kwarty. Na szczęście dla włocławian także i przeciwnicy zaczęli gubić się w budowanych atakach, gdy Anwil zacieśnił obronę. Marazm trwał przez trzy minuty,, kiedy to wreszcie 5 kolejnych punktów Broussarda pozwoliło na zbliżenie się do „stalówki” (22:23). I to było na tyle, jeśli chodzi o zryw Anwilu. Być może mecze wygrywa się obroną, niemniej kilka piłek powinno także znaleźć drogę do kosza, a ta sztuka niespecjalnie udawała się „nerwowemu” Anwilowi. Kolejne punkty Ware'a, Kostrzewskiego i Chylińskiego wyprowadziły gości na dziewięciopunktowe prowadzenie.
Kiedy jednak trener Milicić zaordynował wysoką obronę swoich podopiecznych, obraz gry zmienił się diametralnie. Przez długie dwie minuty zagubieni goście nie potrafili odnaleźć się na parkiecie, co skrzętnie wykorzystywali gracze Anwilu, na przerwę schodząc przegrywając zaledwie jednym punktem. Na domiar złego dla ostrowian, w ich grze kompletnie „posypała się” deska. Gracze Anwilu, nawet pod nieobecność na parkiecie Szymona Szewczyka potrafili zebrać piłkę pod atakowanym koszem i ponawiać ataki.
Bohaterem trzeciej odsłony spotkania stał się Chase Simon. Jego trzy kolejne trójki utrzymywały Anwil w grze i pozwoliły na systematyczne niwelowanie przewagi ostrowian. Wreszcie, na cztery minuty przed końcem kwarty ,Anwilowi udało się dojść do przeciwników. Podopieczni Igora Milicicia nie zatrzymywali się i niebawem wyszli na 5 punktowe prowadzenie. Kiedy do gry włączył się „wszędobylski” Broussard i Almeida przewaga włocławian zaczęła błyskawicznie rosnąć (59:48).
To, że Anwil ten mecz wygra, stało się jasne na siedem minut przed końcem spotkania, kiedy po rzucie Zyskowskiego Rottweilery prowadziły już 74:59. Stal nie potrafiła odnaleźć się w kombinowanej obronie zawodników Anwilu,często podejmując rozpaczliwe próby trafienia zza łuku. Te nie wpadały, a Anwil systematycznie budował przewagę. Ostrowianie starali się i walczyli, jednak tego dnia pozwoliło to tylko na zmniejszenie rozmiarów porażki. Anwil-Stal (86:78).
Komentarze (0)