
Ci wszyscy, którzy po piątkowym spotkaniu Anwilu Włocławek ze Śląskiem Wrocław spodziewali się zażartej walki do ostatnich sekund musieli obejść się smakiem. „Święta wojna” przyniosła wiele naprawdę dobrej koszykówki, jednak w wykonaniu jednej drużyny – Anwilu.
Osłabieni brakiem swoich rozgrywających (Marcel Ponitka, Justin Robinson) tylko przez pierwszych 8 minut meczu byli w stanie nawiązać walkę z włocławianami, nawet wtedy jednak nawet przez sekundę nie prowadzili. Od stanu 20:17 na parkiecie istniała już tylko jedna drużyna. Dwie akcje Luke’a Petraska pozwoliły odskoczyć włocławianom na 10 punktów (27:17). W drugiej odsłonie rozpędzony Anwil rozpoczął całkowitą dominację.
Niezorganizowany w obronie i ataku Śląsk (13 strat przy zaledwie 12 asystach w całym meczu) był tłem dla włocławian grających płynną i przyjemną dla oka w ataku, oraz zorganizowana w obronie koszykówkę. Kwintesencją tego spotkania była akcja Luke’a Petraska z połowy trzeciej kwarty, kiedy przepięknym blokiem na Niziole zatrzymał kontrę gości, po czym, po szybkim przerzuceniu piłki, za trzy trafia Kamil Łączyński.
Z broni w postaci rzutów zza łuku włocławianie korzystali jednak w tym meczu rzadziej niż zwykle (4/16 w czterech kwartach), nie było to jednak konieczne, gdy ich skuteczność „za dwa” sięgnęła w całym spotkaniu kosmicznych wręcz 75% (36/48). Już w trzeciej kwarcie stało się jasne, że tego meczu Anwil nie przegra i tak też się stało. Włocławianie pokonali Śląsk 97:70.
Komentarze (0)