Od wczoraj mieszkańcy Płocka z niepokojem spoglądają na Wisłę. Wzrost poziomu wody spowodowany zatorem lodowym na rzece, może spowodować konieczność ewakuacji niektórych mieszkańców. Pomóc mogą lodołamacze, jednak jak wyjaśniają Wody Polskie akcja lodołamania jest obecnie niemożliwa.
Odczyty na wodowskazach w Płocku już wczoraj przekroczyły stany alarmowe. Dziś, na płockim Radziwiu zostały one przekroczone o metr. Sytuacja będzie się stabilizować – uspokajają Wody Polskie. Mieszkańcy i władze miasta z niepokojem jednak obserwują rozwój sytuacji. Jak donoszą w mediach społecznościowych, woda wdziera się już na bulwary. W perspektywie rysuje się konieczność ewakuacji niektórych mieszkańców.
Od wczoraj w mieście funkcjonuje sztab kryzysowy, analizujący sytuację na rzece. W rozmowie z radiem RMF prezydent miasta Andrzej Nowakowski stwierdził, że pomóc mogłoby wysłanie lodołamaczy stacjonujących przy tamie we Włocławku. Tak się jednak nie stanie. Jak wyjaśniają Wody Polskie użycie ich przy obecnych warunkach meteorologicznych byłoby niebezpieczne. Skruszony lód zamarzałby za jednostkami.
Tworzące się w rejonie Płocka czoło pokrywy lodowej, w związku z mrozami będzie przyrastać i przesuwać się w górę Wisły. W miarę rozwoju pokrywy lodowej i jej przyrostu (w górę rzeki), sytuacja na terenie Miasta Płocka będzie ulegać powolnej stabilizacji – uspokaja jednocześnie PGW w opublikowanym przed południem komunikacie.
Przypomnijmy, że poprzednia akcja lodołamania miała miejsce na Wiśle niespełna dwa tygodnie temu. Wtedy jednak warunki pozwalały na wypłynięcie włocławskiej floty lodołamaczy i stworzenie „rynny”, którą lód spływał w dół rzeki. Poprzednio podobna akcja przeprowadzana była w 2018 roku.
Narastanie pokrywy lodowej na Wiśle nie powoduje zagrożenia dla mieszkańców miasta. Według IMGW przed południem stan rzeki w naszym mieście wynosił 258 centymetrów i utrzymywał się w strefie stanów średnich, podobnie zresztą, jak w całym biegu dolnej Wisły.
Komentarze (1)