Bioasekuracja, współpraca pomiędzy służbami, odstrzał dzików w lasach kujawsko-pomorskiego, to sposoby walki z epidemią afrykańskiego pomoru świń o jakich rozmawiano w sobotę we Włocławku. Konferencja przyrodniczo-łowiecka dot. ASF odbyła się w miejskim ratuszu.
Myśliwi, weterynarze, specjaliści i hodowcy rozmawiali o tym w jaki sposób zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa w kujawsko-pomorskim. Jak dotąd region pozostaje strefą wolną od tej choroby, jednak może niepokoić bliskość występowania ognisk choroby. Ta pojawiła się już na przykład w graniczących z naszym województwem powiatach mazowieckiego. Obawa o to, że choroba pojawi się w stadach lokalnych hodowców jest coraz silniejsza.
Na ASF nie ma lekarstwa, ani szczepionki. Choć prace nad tymi środkami wciąż trwają, póki co jedynym sposobem na walkę z tą śmiertelną dla świń chorobą pozostaje prewencja. Prewencja, która w pewnej mierze wzbudza także kontrowersje. Mowa tutaj o odstrzale dzików mieszkających w lasach, które są rezerwuarem choroby przenoszącej się następnie na stada. Jak przekonują jednak myśliwi takie działania są konieczne w obliczu zbliżającego się kryzysu.
Działalność myśliwska, czy nam się to podoba, czy też nie, musi doprowadzić do przerwania wektorów przenoszenia tej choroby ze środowiska naturalnego do hodowli świń – mówi Łowczy Okręgowy PZŁ Grzegorz Wiśniewski.
Takie działania są już prowadzone. Myśliwi dokonują już prewencyjnego odstrzału zwierząt i będą go kontynuować także w tym roku. Pojawiają się też inne pomysły na to, jak ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusa. Mowa jest o płotach odgradzających wschodnie powiaty województwa od Mazowsza oraz Warmii i Mazur, choć jak mówią hodowcy może być to rozwiązanie nieskuteczne, podobnie jak ogrodzenia, którymi starają się odgrodzić własne gospodarstwa. Najważniejsza ich zdaniem jest bioasekuracja. Pod tym pojęciem kryje się między innymi odkażanie pojazdów i ubiorów używanych w hodowlach. Aby jednak była ona skuteczna, musi być przestrzegana, a z tym, jak mówi wojewódzki Główny Lekarz Weterynarii, „bywa różnie” na 7700 skontrolowanych gospodarstw uchybienia dotyczące prowadzenia dokumentacji stada pojawiają się w co trzecim. Nie lepiej jest jeśli chodzi o działania bezpośrednio związane z zapobieganiem zakażeniom. Tu średnia uchybień wynosi - 1,5 na każde gospodarstwo.
W tej bezpośredniej bioasekuracji najważniejsze są dwie rzeczy – wyjaśnia Jerzy Dymek – Po pierwsze to ogrodzenie gospodarstwa, czyli brak dostępu jakiś dzikich zwierząt, przenoszących „coś” do gospodarstwa. Druga część dotyczy samego rolnika, czyli: „zanim wejdę do chlewni, muszę się przebrać” - zmiana odzieży, zmiana obuwia, nałożenie czegoś na głowę, umycie rąk. Te cztery rzeczy musi rolnik wykonać.
Trzeba przy tym zaznaczyć, że choć w tego rodzaju profilaktyce wciąż pojawiają się niedociągnięcia, sytuacja systematycznie się poprawia i zwłaszcza więksi hodowcy inwestują w zabezpieczenia, które mają uchronić przed rozprzestrzenianiem się wirusa w stadzie. Trudno się dziwić, jak zwracają uwagę: „robią to dla siebie”.
Generalnie, ta bioasekuracja jest przestrzegana. Czyli: pomieszczenie „pełne”, „puste”, dezynfekcja. Samochody przyjeżdżające po tuczniki są w tej chwili dezynfekowane – zapewnia Ryszard Błaszkiewicz, hodowca spod Rypina.
Obawiać się jest czego. W przypadku wystąpienia choroby w gospodarstwie stado zostaje zutylizowane, co siłą rzeczy przekłada się na ogromne straty finansowe. Wytyczenie stref zagrożenia w przypadku pojawienia się ogniska choroby, nie pozostaje bez konsekwencji dla innych rolników z okolicy. Wprowadzane wtedy restrykcje w obrocie mięsem znacząco utrudniają dystrybucję. Nic dziwnego więc, że ASF nazywana jest „chorobą ekonomiczną”:
Przy wejściu wirusa do takiej populacji trzody chlewnej; jaka istnieje w naszym województwie, czyli 1,3 mln sztuk; spowoduje to bardzo duże kłopoty finansowe, szczególnie w pierwszym okresie - przewiduje Ryszard Kierzek z Kujawsko-Pomorskiej Izby Rolniczej – Tego musimy się bać i musimy zrobić wszystko, by to opóźnić, lub nie dopuścić do wejścia ASF do województwa.
Aby jednak do tego nie dopuścić konieczne jest nie tylko zapobieganie ze strony hodowców, ale także współpraca pomiędzy służbami i myśliwymi. Jak zauważa senator Józef Łyczak spotkania, takie jak we Włocławku, są oznaką, że do problemu podchodzi się z powagą a koordynacja działań jest już faktem.
Wszyscy żyją tym tematem i tylko wspólnie jesteśmy sobie w stanie z nim poradzić – mówi senator – Gdyby stało się inaczej byłby to dramat dla Polski. Polska stoi na rolnictwie (…) To rolnictwo jest główną gałęzią naszej gospodarki narodowej i musimy dbać o nie przede wszystkim.
Włocławska konferencja została zorganizowana przez Polski Związek Łowiecki.
Komentarze (0)