Jeśli kibice, którzy w czwartkowy wieczór szczelnie wypełnili włocławską Halę Mistrzów liczyli na wielkie emocje i podobne, jak we wtorek, zaangażowanie włocławian, ten mecz z pewnością ich nie rozczarował. Dramaturgia, zwroty akcji, pojedynek strzelców i happy end. Anwil wyrównuje stan rywalizacji z Arką i w niedzielę wybiegnie na parkiet w Gdyni.
Anwil rozpoczął skoncentrowany, walczący i nieustępliwy, dokładnie taki jak w poprzednim meczu. Niemal identycznie też wyglądał wynik pojawiający się na tablicy. Tym razem jednak, w przeciwieństwie do wtorkowego boju więcej działo się pod koszem. Gdynianie wreszcie świetnie wykorzystywali swoich podkoszowych, potrafili przedostać się pod kosz i to tam najczęściej szukali okazji. Choć nie tylko tam. Trafiając na 42% skuteczności z dystansu, mogli (i wykorzystywali) swój ofensywny potencjał. Przez większą część kwarty to oni prowadzili, gdy jednak w końcówce ważną akcję 3+1 zaliczył Chase Simon , Anwil dopadł rywala, na dwie minuty przed końcem. Ostatecznie to gospodarze cieszyli się z prowadzenia po pierwszych 10 minutach.
Kolejna odsłona meczu rozpoczęła się od huraganowych ataków Arki, która w mgnieniu oka wyszła na niewielkie, trzypunktowe prowadzenie. W tej części meczu Anwil w grze utrzymywał Broussard, zaliczający imponującą serie 4 kolejnych trafień. Gdy zabrakło jego punktów Arka momentalnie odskoczyła na 7 punktów, na 4 minuty przed końcem kwarty. Trójka Bostica, w kilka chwil później, oznaczała poważne kłopoty dla obrońców tytułu. Gdynianie prowadzili już 9 punktami. Napędzani przez Florence’a, na którego włocławianie nie byli w stanie znaleźć tego dnia recepty, gracze trenera Frasunkiewicza nie pozwalali na zbyt wiele rywalom. Na przerwę schodząc przy prowadzeniu 42:52.
Także i w trzeciej kwarcie Florence był nie do zatrzymania. To, w głównej mierze, dzięki jego indywidualnym akcjom Arka powiększyła prowadzenie do trzynastu punktów... I tyle samo punktów niebawem goście stracili, po imponującej serii 13:0 włocławian. Gra zaczęła się od początku na trzy minuty przed końcem kwarty. Co prawda znów ważną „trójkę” trafił Florence, jednak ten sam gracz zaczął też podejmować „dziwne” decyzje rzutowe, co wybitnie pomagało defensywie włocławian, Po trzydziestu minutach Rottweilery prowadziły 67:66.
Walka punkt za punkt trwała w najlepsze także na początku czwartej kwarty. I nagle „odpaliły” włocławskie „strzelby”. Dwa rzuty zza łuku Lichodieja i jeden Ignerskiego pozwoliły włocławianom zbudować dziewięciopunktowe prowadzenie na sześć minut przed końcem meczu. Arka nie ustępowała. Florence kontynuował swój znakomity punktowy maraton, z drugiej strony wciąż odpowiadał mu świetny tego dnia Broussard. Końcówka zapowiadała się niezwykle emocjonująco. Na trzy minuty przed końcem dwa razy z linii osobistych pomylił się Broussard, kolejne punkty zaliczyli gdynianie i na minutę i pięćdziesiąt osiem sekund przed końcem meczu włocławianie prowadzili zaledwie 84:83. Wtedy ważne punkty trafił Simon. Gdynianie znów zmuszeni byli gonić i wtedy właśnie, w najważniejszym momencie meczu zabrakło im skuteczności. Anwil wygrywa 90:85.
Niemal równie emocjonująco jak mecz przebiegała pomeczowa konferencja prasowa. Trener Frasunkiewicz dość emocjonalnie oskarżył włocławian o „nieczyste zagrania”. Sugerował, że jego zawodnicy często nadziewają się na grających poza granicą faulu podopiecznych Igora Milicicia. Nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że winą za porażkę obarcza sędziów czwartkowego meczu. Przedostatniego meczu półfinałowej serii. W niedzielę o 20:00 rywale zmierzą się po raz ostatni. Zwycięzca spotka się w finale z ekipą Polskiego Cukru Toruń.
Komentarze (0)