Tłumy włocławian na Bulwarach, tłumy na przystani przy ulicy Piwnej. Goście, mieszkańcy, groźni Wikingowie, sympatyczni Francuzi i niemniej sympatyczni Holendrzy. Tak prezentowały się w niedzielne przedpołudnie okolice Wisły we Włocławku. Druga edycja festiwalu tej rzeki wystartowała z Włocławka, by obrać kurs na zachód.
To jest wydarzenie o ogromnym potencjale, przyznają zarówno widzowie, uczestnicy i organizatorzy. Potencjale nie tylko rozrywkowym (choć należy się spodziewać, że ubiegłoroczny wynik - 100 tysięcy widzów w nadwiślańskich miastach - zostanie powtórzony), ale także potencjale promocyjnym dla miast i regionów zaangażowanych w tworzenie Festiwalu Wisły.
Bardzo dobrze, że o Wiśle zaczynamy coraz więcej mówić - podkreśla Prezydent Miasta Marek Wojtkowski - Bo mam wrażenie, że nie jest do końca wykorzystana. Walory turystyczne to jedno, ale równie ważne są walory gospodarcze i myslę, że na to przyjdzie też czas - zauważa.
Flotylla rzecznych łodzi - szkuty, gallary, baty, pychówki a nawet stateczki wycieczkowe (słowem wszystko, co unosi się na wodzie i ponieść może festiwalowych uczestników), to widok piękny i barwny. Wygląda na to, że organizatorzy znaleźli odpowiedni sposób na to, by naprawdę zainteresować mieszkańców i turystów Królową Polskich Rzek. Trwająca 4 dni impreza, to nie tylko święto dla żeglarzy, ale także okazja do tego, by dotknąć wiślanej historii, choćby tej rybackiej, skosztować specjałów rzecznej kuchni, czy obserwować przy pracy rzemieślników. Nic dziwnego, że zainteresowanie imprezą jest ogromne.
Bardzo się cieszę, że o Wiśle zaczyna się coraz więcej mówić. i na Wiśle zaczyna się coraz więcej dziać. Kolejna edycja festiwalu Wisły jest tego znakomitym przykładem - mówi Marek Wojtkowski - Dziś usłyszeliśmy wiele ciepłych słów na temat położenia, gościnności, na temat walorów wizerunkowych, które możemy podziwiać z przystani na Wiśle - dodaje.
Gości zaś przybyło wielu. Oprócz kultywujących tradycje flisackie, oprócz tych, dla których żeglowanie po rzece, to po prostu znakomita przygoda; wzrok przykuwali... Wkingowie. Ci, podczas Festiwalu, świętować będą 50-lecie swojego istnienia w Polsce.
Jesteśmy grupą nieformalną, pływamy co roku na naszych trzech łodziach. Jesteśmy Flotą Jarmeryka - przedstawia załogę Wojciech Żołądkowicz, starszy oficer Floty Jarmeryka - To tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie. Na tę łódkę zabrał mnie już mój ojciec, który w 1968 i na początku lat 70-tych, pływał pierwszą repliką łodzi wczesnośredniowiecznej zbudowanej w Polsce. - kontynuuje.
Zapytany o to, czy łatwo jest dziś o "nowy narybek" w wikińskim fachu, przyznaje, że dziś młodzi ludzie nieczęsto decydują się na przyłączenie do Floty. Komputer i wygodny fotel, to nie to samo co intensywny wysiłek na łodzi napędzanej - jak przed wiekami - siłą mięśni. Choć wydaje się, że satysfakcja z pokonania kolejnych kilometrów wodnego szlaku jest nieporównywalna.
Taka właśnie flotylla entuzjastów wypłynęła w niedzielę z Włocławka. Cel - Toruń, do którego uczestnicy dotrą jutro, wcześniej zatrzymując się w Ciechocinku i Osieku. Pozostaje mieć nadzieję, że za rok zawitają ponownie. Być może - na nieco dłużej.
Jak prezentowała się festiwalowa flota, jak wielu widzów podziwiało rzeczne jednostki? Przekonajcie się sami zaglądając do naszej galerii. Koniecznie też obejrzyjcie materiał filmowy, jaki dla was przygotowaliśmy.
Komentarze (0)