Normalnie o tej porze sposobilibyśmy się do meczu otwarcia na Mistrzostwach Świata. Jednak Mundial w Katarze odbędzie się dopiero pod koniec roku. Bukmacherzy są już na to gotowi.
Fortuna kod promocyjny Zagranie czeka na wykorzystanie. Tymczasem dostaliśmy danie zastępcze – Ligę Narodów.
Spotkania z takimi przeciwnikami jak Belgia czy Holandia to zawsze dla nas piłkarskie święto. Nie co tydzień widzi się naszych zawodników walczących przeciwko piłkarzom z europejskiej czołówki.
Teoretycznie więc powinniśmy się cieszyć, iż kilka lat temu powstał taki twór jak Liga Narodów. Tylko czy na pewno?
Przede wszystkim ocene może zaciemniać fakt, że gramy w najwyższej kategorii, spotykając się z zespołami o uznanej marce. Jednak gdy przyjrzymy się bliżej czerwcowym spotkaniom naszej kadry, nie wygląda już to tak różowo. Walijczycy przegrali, ale nie sposób odnieść wrażenia, że ich głowy bardziej zaprzątał nadchodzący pojedynek barażowy z Ukrainą. Belgia – zagrała mocno zmotywowana, jednak nie było to spowodowane estymą, jaką cieszy się nasz narodowy zespół. Czerwone Diabły doznały kilka dni wcześniej upokarzającej porażki z rąk (a raczej z nóg) ich lokalnego przeciwnika – Holendrów. Dlatego też chcieli szybko zrehabilitować się za tę wpadkę i padło na nas.
W Warszawie zaś, po przeciętnym spotkaniu, obejrzeliśmy zmagania polskich piłkarzy z drugim garniturem Belgów. Co gorsza, ten zespół zmienników pokazał nam miejsce w szeregu, pokonując nas na własnym terenie. Niby przy odrobinie szczęścia moglibyśmy doprowadzić do remisu, ale po pierwsze, tego szczęścia zabrakło. Po drugie nie można by mieć pewności, że Belgowie mimo wszystko zdołaliby ponownie wyjść na prowadzenie. Co gorsza, Czesław Michniewicz postawił w tym spotkaniu na teoretycznie najlepszych i zdrowych zawodników. Nawet jeśli Wieteska czy Linetty na to miano zasługują nieco na wyrost, to nie zmienia to faktu, że obok siebie mieli czołowych graczy naszej kadry.
Co więc przyniosły nam te zmagania w ramach Ligii Narodów? Wiedze o tym, że obecnie nie jesteśmy w stanie zagrać jak równy z równym z ekipami z europejskiego topu? To wiedzieliśmy już dawno. Przygasła chyba także nieco gwiazda Roberta Lewnadowskiego, który widać, że grać chce, ale jednocześnie miałby ochotę już sobie odpocząć. Zwłaszcza że w perspektywie ma dużo krótszą i bardzo intensywną przerwę zimową. Nawet jeśli zagramy w Katarze zaledwie trzy mecze.
Ok ktoś powie, był to bezcenny czas na zgranie i przegląd naszych wojsk. Co do zgrania, to Biało-Czerwoni wychodzili na każdy pojedynek w zasadzie w zmienionym składzie. Natomiast w naszej grze nie widać było jakiś mocno wypracowanych schematów czy zagrań, które mogłyby świadczyć, że ta ekipa zaczyna się docierać. Wiedzieliśmy także, na co stać Lewandowskiego czy Glika. Nie nastąpiła jakaś rewolucyjna zmiana w grze Piotra Zielińskiego. Trójka Buksa – Piątek – Milik nie pokazała niczego, czego byśmy nie widzieli wcześniej. Jedyne co to możemy być spokojni o obsadę bramki i niekoniecznie Wojciech Szczęsnym może być pierwszym wyborem po zakończeniu reprezentacyjnej kariery przez Wojciecha Fabiańskiego. Wyróżnili się na pewno Cash i Zalewski i miejmy nadzieję, że to o nich będziemy mogli mówić pod koniec roku, że od czasu czerwcowych spotkań rozwinęli się i decydują o obliczu naszych Orłów. W przeciwnym bowiem razie te rozgrywki będzie trzeba nazwać Ligą Zmęczonych Narodów.
Komentarze (0)