W niedzielę 11 sierpnia włocławskie bulwary odwiedziło wiele tysięcy osób. Włocławski etap Festiwalu Wisły okazał się mocnym magnesem. Rejsy, parady, koncerty, stoiska z jadłem i rękodziełem. To wszystko czekało na wiślanym brzegu.
Włocławek był pierwszym etapem wędrówki łodzi i statków podczas tegorocznej edycji festiwalu. Z powodu niskiego stanu wody w Wiśle uczestnicy tegorocznego festiwalu napotkali na niespodziewany kłopot w postaci barku możliwości śluzowania jednostek na włocławskiej zaporze. Ostatecznie problem udało się rozwiązać, transportując statki i łodzie lądem i w niedzielę kilkadziesiąt jednostek, w tym (prawdopodobnie) aktualnie największa na świecie flisacka tratwa, cieszyły oczy widzów.
Uszy cieszyły koncerty zespołów UKF, Now We i Keja 71, koncert Bartasa Szymoniaka, czy wieńczącego pierwszy dzień festiwalu, występu zespołu Cochise Pawła Małaszyńskiego. Żołądek zaś cieszyło jadło. To tradycyjne, nadwiślańskie, flisackie i to jak najbardziej współczesne.
Tradycja to słowo, które w niedzielę można było odmieniać przez wszystkie przypadki. Chodzi tu nie tylko o repliki łodzi jakie przemierzały Wisłę przed wiekami, ale także możliwość oglądania przy pracy osób, które zawodowo zajmują się tradycyjnym szkutnictwem, czy zaplataniem lin. Zwłaszcza ten ostatni zawód jest dziś czymś niespotykanym. Aktualnie w Polsce pracuje zaledwie dwóch powroźników i niewiele wskazuje na to, by w najbliższym czasie miałoby ich być więcej.
Festiwal to doskonała okazja, by zwrócić twarz ku Wiśle. Ten zwrot we Włocławku i w innych miastach regionu (do których zawita w tym roku festiwalowy konwój) dokonuje się już od dłuższego czasu, czego dowodem są choćby włocławskie bulwary i przystań przy ulicy Piwnej, niemniej wciąż warto przypominać, że Wisła ze swoim potencjałem turystycznym i ekonomicznym jest skarbem, który trzeba docenić i spojrzeć łaskawym okiem. Festiwalowi Wisły ta sztuka udaje się już od lat.
Zapraszamy do obejrzenia materiału wideo i fotorelacji.
Komentarze (0)