Strażacy, policjanci i ratownicy Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego ćwiczyli wspólnie nad jeziorem Łuba. Szkolenie z technik ratownictwa lodowego odbyło się w niedzielę.
Ratownictwo wodne kojarzy nam się najczęściej z letnim wypoczynkiem i plażowaniem. Jednak i zimą ratownicy nie mogą narzekać na brak pracy. Mróz i skute lodem akweny przyciągają śmiałków skłonnych do ryzyka. Bo takim jest wejście na zamarznięte jezioro lub staw. Mocny na pierwszy rzut oka lód, pokrywający taflę jeziora, może okazać się śmiertelną pułapką
Nie ma pojęcia bezpiecznego lodu. On cały czas pracuje, tak jak zmienia się temperatura i zmienia się nasze otoczenie – wyjaśnia Sławomir Mularski, Prezes WOPR.
Postępowania w sytuacji, w której lód okazuje się zbyt słaby by utrzymać śmiałka, dotyczyło szkolenie służb nad jeziorem Łuba. Zarówno dla strażaków z OSP, zawodowców z PSP, czy też policjantów reagowanie, gdy pod człowiekiem zarywa się lód jest czymś doskonale znanym i niemal odruchowym. Procedury jednak wymagają stałego szlifowania.
Cały czas ćwiczymy, żeby te nasze działania zawsze były jak najlepsze - wyjaśnia aspirant Piotr Uzarski z Komendy Miejskiej PSP – Działania na wodzie są działaniami trudnymi, więc należy jak najszybciej dotrzeć do poszkodowanego, żeby jak najkrócej był w wodzie. Im dłużej – tym jego szanse będą mniejsze.
Na szczęście umiejętności nabytych podczas szkoleń, nie było okazji wykorzystać w tym roku w praktyce. Jak podkreśla jednak Sławomir Mularski, najgorszy dla ratowników i najbardziej niebezpieczny okres dopiero przed nami...
Za chwilę przychodzi wiosna, robią się coraz wyższe temperatury a lód staje się coraz bardziej kruchy (…). Chęć łowienia ryb, korzystania z tej turystyki na lodzie jest jeszcze bardzo dużą pokusą.
Tym bardziej, że fantazja wybierających się zimą nad jeziora i rzeki nie zna granic:
Lekkomyślność ludzi nie znających akwenu, grubości lodu i dochodzi do różnych zdarzeń zagrażających życiu i zdrowiu – mówi st. asp. Marcin Borowy, Kierownik Ogniwa Prewencji na Wodach i Terenach Przywodnych. I przypomina – W zeszłym roku amator jazdy po lodzie samochodem wjechał na Zalew Włocławski i zarwał się lód. Całe szczęście, że nikomu nic się nie stało.
Prowokowanie niebezpieczeństwa nie jest najrozsądniejszym pomysłem, wciąż jednak zdarzają się osoby skłonne do tego, by „sprawdzić” wytrzymałość lodu samemu. Co zrobić, gdy na naszych oczach, dochodzi do wypadku? Ratownicy przypominają o kilku żelaznych zasadach, których bezwzględnie należy przestrzegać:
Jeśli jesteśmy świadkami takiego zdarzenia, my musimy zadbać o bezpieczeństwo własne. Nie są nam potrzebne kolejne ofiary – podkreśla Sławomir Mularski – Są od tego służby (…) dzwonimy na numer 112, 601 100 100 lub 997, 998. W pierwszej kolejności wzywamy służby. Ponieważ nawet jeśli uda nam się taką osobę uratować, będzie potrzebowała wykwalifikowanej i specjalistycznej pomocy medycznej, czy przedmedycznej. Jeżeli widzimy osobę, pod którą załamał się lód nie biegnijmy w stronę tej osoby, ponieważ i my za chwile możemy być ofiarą. Jeśli jesteśmy w stanie przeprowadzić akcję z brzegu – podajmy jej coś, rzućmy. Podajmy ręcznik, podajmy sanki, jakiś długi kij. Cokolwiek mamy pod ręką. Nie wchodźmy w strefę zagrożenia.
Jeśli pod kimś załamał się lud, nie podchodźmy do tego miejsca, bo poskutkuje to tym, że i my wylądujemy w zimnej wodzie, gdzie szybko padniemy ofiarą hipotermii. Jeśli możemy udzielić pomocy, to tylko tak, by zatroszczyć się o własne bezpieczeństwo. Po wydobyciu z wody niedoszłej ofiary powinniśmy umieścić ją w ciepłym pomieszczeniu i okryć szczelnie, izolując od czynników, które nadal mogą ja wychładzać.
Trudno jest ratować, znacznie łatwiej - zapobiegać. W tym przypadku wystarczy odrobina rozsądku. Wystarczy zaopatrzyć się w pewien zapas, przed zimową wyprawą nad jezioro.
Komentarze (0)