
Jeszcze na początku czwartej kwarty wydawało się, że tylko katastrofa jest w stanie pozbawić Anwilu zwycięstwa w ostatnim meczu sezonu zasadniczego Orlen Basket Ligi. Jak się miało okazać, ta katastrofa nastąpiła.
Włocławianie walczyli w tym meczu „o nic”, PGE Start o jak najwyższe miejsce dające przewagę własnego parkietu w rundzie play-off i to właśnie goście na początku meczu zaatakowali z ogromnym zaangażowaniem uzyskują 10-punktową przewagę. Gracze Anwilu odpowiedzieli najlepiej jak mogli – spokojem i zaangażowaniem w obronie. Już w drugiej kwarcie zbliżyli się do gości na jeden punkt i tak właśnie zakończyła się ta odsłona meczu (40:39).
W drugiej połowie Rottweilery stopniowo powiększały przewagę i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że zwycięstwo jest pewne. To przekonanie wzmocniło się jeszcze na 7 i pół minuty przed końcem meczu, kiedy po trójce Kamila Łączyńskiego, wsadzie Luke’a Petraska i dwóch kolejnych celnych wolnych kapitana włocławian Anwil wyszedł na 16-punktowe prowadzenie 76:60.
Co stało się potem? Trudno to racjonalnie wytłumaczyć inaczej, niż tym iż włocławianie, podobnie jak kibice, byli już przekonani, że rywale „leżą na deskach”. Jednak goście podnieśli się jak „feniks z popiołu” i na minutę przed końcem doprowadzili do stanu 82:78. W tym spotkaniu wszystko jeszcze było możliwe. W samej końcówce ważne punkty zdobywali już tylko goście, a w zasadzie tylko Tevon Brown. Jego pięć punktów po startach gospodarzy zamknęło mecz. Anwil przegrywa sensacyjnie ze Startem 82:83 na zakończenie rundy zasadniczej. Swojego rywala w ćwierćfinałach włocławianie poznają w przyszłym tygodniu, po zakończeniu rundy play-in.
Komentarze (0)