Igor Milicić: Mam dużo pretensji do drużyny. MKS lepszy w Hali Mistrzów

2019-03-31 12:44:04, Maciej Kowalczyk

Spotkanie pomiędzy Anwilem a MKSem Dąbrowa Górnicza miało upłynąć pod znakiem wielkiego powrotu. Michał Ignerski po latach powrócił do Hali Mistrzów, po latach – w koszulce mistrza Polski. Ostatni mecz „marcowego maratonu” we Włocławku nie był dla niego okazją do świętowania. Anwil przegrał to spotkanie 77:79.

Po trzech meczach ”lekkich, łatwych i przyjemnych”, tym razem włocławianie stanęli przed zdecydowanie trudniejszym zadaniem. Przez pierwsze minuty tego spotkania, Rottweilery nie potrafiły skutecznie przedzierać się przez obronne zasieki ustawione przez podopiecznych trenera Jacka Winnickiego. Sygnał do ataku dał duet Łączyński – Almeida. Cudna asysta kapitana włocławian i alley oop „El Condora” uskrzydliły Halę Mistrzów i samych koszykarzy. Kilka szybkich, efektownych zagrań wystarczyło do zbudowania sześciopunktowego prowadzenia. Choć zawodnicy z Dąbrowy Górniczej opanowali sytuację i wybili z rytmu włocławian, Anwil ostatecznie wygrał pierwszą odsłonę 25:20.

Przewaga nie była duża i szybko okazało się, że kiedy spada tempo gry Anwilu i nie pojawiają się szanse na łatwe punkty z szybkiego ataku – zaczynają się problemy. Na niespełna sześć minut przed końcem połowy ,po akcji 2+1 Wojciechowskiego, MKS wyrównał i nie miał zamiaru się zatrzymywać, doprowadzając do stanu 30:34. Przewaga MKSu utrzymywała się pomimo starań Lichodieja i Simona. Nie pomógł także walczący pod tablicami Sobin i na przerwę włocławianie schodzili przegrywając 36:40.

Dzięki pięciu punktom Zyskowskiego „na otwarcie” drugiej części gry Anwil błyskawicznie doskoczył do rywali. Którzy, w tej części gry, mieli ogromny problem z przedostaniem się pod kosz włocławian a ich rzuty z dystansu chybiały celu. Podopieczni Igora Milicicia nie potrafili jednak utrzymać wysokiego tempa. Straty i proste błędy oraz nieskuteczność sprawiły, że MKS od stanu 45:40 wyszedł na trzypunktowe prowadzenie na półtorej minuty przed końcem kwarty. Prowadzenia nie oddał i po trzeciej odsłonie Anwil przegrywał 51:55.

Ostatnia odsłona zapowiadała się dramatycznie i taka też była. Początek przyniósł wymianę ciosów, nie przybliżającą włocławskich graczy do przeciwników. Dopiero dwie kolejne „trójki” Zyskowskiego i Broussarda dały Anwilowi upragnione prowadzenie, na siedem minut przed końcem. Jednak nikt nie miał zamiaru dać za wygraną. Zacięta walka trwała dalej. Kiedy na trzy minuty i trzydzieści osiem sekund przed końcem prosta strata Almeidy i łatwe punkty Zębskiego wysforowały MKS na trzy punkty, stało się jasne, że Anwilowi o zwycięstwo w tym spotkaniu będzie trudno. Po kilkudziesięciu sekundach za trzy trafił Richardson a Anwil odpowiedział... stratą. Wynik 67:73 zwiastował bolesną porażkę we Włocławku. Nie pomógł zryw w końcówce, taktyczne faule i celny rzut zza łuku Broussarda, równo z końcową syreną – Anwil przegrał 77:79.

Igor Milicić na pomeczowej konferencji prasowej nie krył rozczarowania postawą swoich koszykarzy. Zwrócił uwagę, że ten mecz był kolejnym, w którym prowadzony przez niego zespół ma kłopot z rywalem grającym niskim składem. Dodawał ponadto:

Mam dużo pretensji do drużyny. Kolejny raz powtarza się scenariusz, że jeśli nam idzie dobrze, to nasza gra jest w porządku, ale jeśli nam nie idzie, to zaczynamy grać nieswoją koszykówkę. Myślimy, że jesteśmy lepsi, niż faktycznie jesteśmy.

Fotorelacje


Komentarze (0)


Dodaj swój komentarz