Po raz czwarty morsy z całej Polski pojawiły się we Włocławku po to, by w czapkach Mikołaja, w dobrym nastroju i miłym towarzystwie przepłynąć Wisłę. Na starcie imprezy pojawiło się 52 zawodników, między innymi z Krakowa, Turka, Żyrardowa i innych miast.
Dystans 500 metrów, jaki zwykle pokonują morsy podczas Mikołajkowego Przepływania Wisły Wpław, w tym roku nie stanowił aż tak wielkiego wyzwania, jak w latach ubiegłych. Wszystko przez prace remontowe na włocławskim stopniu wodnym. Zatrzymanie przepływu wody przez zaporę spowodowało, że poziom Wisły obniżył się, także i prądy wodne, które w latach ubiegłych były dla nich dodatkowym kłopotem, w tym - nie miały znaczenia. Niemniej nad bezpieczeństwem uczestników czuwali ratownicy WOPR i policjanci. A ich pomoc, jak możecie zobaczyć w naszej galerii była przydatna.
Zmagania z żywiołem mogły wzbudzić szczery podziw ze strony publiczności. Choć temperatura, jak dla morsów, była iście tropikalna ( w okolicach zera i przy świecącym słońcu), to jednak wejście do lodowatej wody, z punktu widzenia oglądających, było wyzwaniem. Sporą część widzów stanowiły zresztą klubowicze z całej Polski
Tak jak się spodziewaliśmy przyjechało 52 zawodników. Z tymi zawodnikami przyjechali klubowicze z ich klubów, przyjechały rodziny, i nasi fani. Także mamy tu na miejscu kilkaset osób - potwierdzała Anna Przekwas Dankowska ze Stowarzyszenia Morsy Kujawskie, organizatora imprezy - Najodleglejszy klub to zdaje się Kraków, Katowice (...) Nie jestem w stanie spamiętać tych wszystkich osób, ale naprawdę cała Polska.
To, ze impreza jest w środowisku morsów rozpoznawalna i cieszy się coraz większym powodzeniem mógł przekonać się każdy, kto poświęcil choć chwilę na rozmowę z uczestnikami:
Miło nam tutaj gościć, jesteśmy po raz trzeci na Mikołajkowym przepływaniu Wisły. Impreza wspaniała, podoba nam się, dlatego jesteśmy tu po raz kolejny - mówili goście z Żyrardowa i nie była to opinia odosobniona, podobne słowa padały choćby z ust obecnych na miejscu krakowian, czy katowickich morsów.
Samo przepływanie Wisły chwilami wydawało się tylko istotnym, ale jednak dodatkiem do spotkania środowisk amatorów zimnej kąpieli. Choć, tak jak wspomnieliśmy wcześniej, ten "istotny dodatek" był dla uczestników w tym roku wyjątkowo łatwy:
Było dużo łatwiej niż w poprzednich sezonach. Nurtu prawie wcale, więc czuliśmy się jak nad jeziorem prawie - dało się słyszeć.
Co jeszcze dało się słyszeć i co było widać tego dnia nad Wisłą - zobaczycie w naszych materiałach:
Komentarze (1)